Sylwestra spędziliśmy w Munster w Niemczech. Najpierw napiliśmy się wódeczki i winka a potem pojechaliśmy rowerami (w Niemczech można) na rynek zobaczyć fajerwerki. Zdarzyło mi się być na meczu piłkarskim z rozróbą, ale nigdy nie spotkałem się z takim syfem - Niemcy nie potrafią używać fajerwerków albo inaczej rozumieją sposób ich działania puszczając je równolegle do powierzchni ziemi.
50 kilometrów do Datteln, potem miejscowość Flaesheim w Niemczech, nocleg przed ostatnią śluzą na kanale Wesel - Datteln i mieliśmy wyruszyć na Ren.
Z samego rana prześluzowaliśmy się i od razu wiedzieliśmy, że mamy do czynienia z czymś nowym. Wielkie dalby wskazywały na to, że na Renie zdarzają się poziomy wody o kilka metrów większe. Statek z którym się śluzowaliśmy wyszedł na Ren i niemal momentalnie zniknął mi z oczu.
Zbliżamy się do rzeki i czuję trochę mocniejsze bicie serca - co to będzie?
Mijam główki wyjścia z rejonu śluzy, lekkie szarpnięcie i płyniemy dwa razy szybciej, most zbliża się szybciutko, a tu trzeba jeszcze trafić pomiędzy odpowiednie przęsła. Nie musiałem się martwić o płynięcie do przodu tylko w poprzek rzeki, żeby trafić tam gdzie trzeba i wyminąć statki płynące pod prąd i z prądem szybciej od nas. Momentami na Renie widać kilkanaście statków i zestawów pchanych na raz. Ich wielkości są zbliżone do statków morskich.
Czas na Renie mijał w miarę szybko, prędkość na logu ze względu na przeciwny wiatr i ponad półmetrowe fale wywołane przez statki płynące z naprzeciwka spadała do 1,5-2,0 węzłów a na GPS-ie 10-12 km/h. Ciekawe przeżycie, ale od razu widać, że nie jest to środowisko dla łódki z tak małym silniczkiem jak nasz. Przez cały czas martwiłem się jak spłyniemy z tej rozpędzonej rzeki w kanał Waal - Maas, ale samo zejście pokonane ostrożnie poszło gładko. Obsługa śluzy w Holandii bardzo sympatyczna i podano nam numery do następnych śluz.
Wieczorem zwiedziliśmy Nijmegen. Bardzo nam się spodobała starówka i klimat miejscowości - od razu widać, że to już nie Niemcy. Jak się okazało ceny wyższe niż w Niemczech (w pubie za piwko płacimy euro więcej, za litr diesela 10 centów więcej, a w knajpie u Chińczyka jakieś 30% więcej).
Z Nijmegen popłynęliśmy w górę rzeki Maas - i tu cios. W locji napisano nam, że prąd wynosi 0,5 - 2,0 km/h, a tymczasem ze względu na wysoki stan wody w samym nurcie prędkość to około 5-6 km/h... Nasza maksymalna prędkość przelotowa to 7 km/h, więc wiesz... Na szczęście znając teorię jak płynie nurt w meandrującej rzece udaje nam się osiągać około 3 km/h (jak prędkość wynosi 4km/h jaramy się jakbyśmy wpadli w ślizg). Na razie w ciągu 2 dni zrobiliśmy 30km płynąc po około 5-6 godzin dziennie. Za jakieś 55km powinniśmy wpaść w kanały - na razie trzymajcie kciuki, żeby nie padało i prąd nie przyspieszał. Silnika pod żadnym pozorem nie nadwyrężamy - tylko przy okazji zwężek w okolicy mostów musimy zwiększyć nieco obroty, bo tam prąd przyspiesza i nie ma litości. Ciekawe doświadczenie na pewno, Tylko naszemu silniczkowi Yankowi nie bardzo się podoba.
Na teraz pozdrawiamy z miejscowości t'Leuken http://tinyurl.com/q56ld4r
Pogoda dzisiaj była fantastyczna - słonko i niewielki wiatr. Na jutro zapowiadają ocieplenie i deszcz z silnym południowym wiatrem... No tak szczęście nie chodzi parami...
PS na około 20 dni płynięcia kanałami 3 były z korzystnym wiatrem, reszta z niezauważalnym lub w mordę.
kaszubski akcent w zachodnich Niemczech |
tak żegnało nas niemieckie niebo |
pierwsza wielka holenderska franca |
holenderski cottage |
po drodze nieustannie towarzyszą nam duże ilości ciekawych ptaków (tutaj patrolujący Kormoran) |
Myszołów (?) |
Maasońskie Czarne Łabędzie |
Dzikie Gęsi pozujące do okładki Abbey Road |
Bywa uroczo |
Starówka Nijmegen |
Brusy kaszebe rulez :)
OdpowiedzUsuńPomyślnych prądów zatem życzyć wypada, a przy okazji pokażcie się na tych zdjęciach też :)
Pozdro!
dokladnie! byscie sie nam pokazali :):):)
OdpowiedzUsuńdobrej pogody zyczymy :) BUZIAKI:*