wtorek, 30 grudnia 2014

Święta , a później Münster, miasteczko dla Ciebie Aneczko

Wyjeżdżając z Hannoveru było nam niemal tak smutno jak opuszczając Gdańsk miesiąc wcześniej. Sprawcami tego stanu umysłu była wspaniała rodzina Kamińskich, która mieszka w Hanowerze już od 27 lat. Znajomi rodziców Marcina przyjęli nas z otwartymi ramionami i sprawili, że podczas tych Świąt nie zabrakło nam niczego (no może poza przedświątecznym sprzątaniem...). Wesołe rozmowy, pokazanie nam Hanoweru, pyszne jedzenie i uśmiech na każdym kroku to było zdecydowanie to czego akurat potrzebowaliśmy.
Wali wazeliną z daleka, ale taka prawda -  było nam fantastycznie.
Nasi hanowerscy dobrodzieje wunderbar Kamińscy
Na koniec dostaliśmy jeszcze wyprawkę w postaci lokalnych hanowerskich piw, wina znad Mozeli, które wprawia Magdę w zachwyt i parę pyszności, które nie doczekają już nowego roku. Nie damy rady się pewnie odwdzięczyć...
W ciągu 3 dni zrobiliśmy 200km - nie, nie stęskniliśmy się za kanałami, po prostu chcemy przejechać jak najszybciej do Holandii, na razie wylądowaliśmy w Münster (mając wcześniej postoje w Lübbecke i Bramsche).
Jeżdżąc po ulicach Münster nie sposób nie wspominać Aneczki - miłośniczki dwóch pedałów, która na pewno odnalazłaby się doskonale w tym uniwersyteckim mieście. Jest to bardzo urocze miasto z tysiącami rowerów, ba! Nie przesadzę jeśli powiem, że z setkami tysięcy rowerów. Podobno przypadają tu 2 rowery na mieszkańca, skoro mieszkańców jest prawie 300 000 to znaczyłoby, że w sumie po ulicach Münster jeździ ponad pół miliona tych jednośladów.
Oczywiście nie uwierzylibyśmy tym liczbom gdybyśmy sami tego nie zobaczyli. Na każdym kroku stosy rowerów zalegają ulice miasta, napotykamy zdecydowanie więcej rowerzystów niż pieszych. Każdy rowerzysta jedzie praworządnie po ścieżce rowerowej po prawej stronie jezdni. Nic dziwnego, przy takiej liczbie uczestników ruchu trzeba stosować się do jakichś zasad.
Wśród rowerów dominują miejskie, jest trochę kolażówek, ciężko doszukać się wszędobylskich na polskich ścieżkach górali. Nie jest tak, że każdy rowerzysta w RFN jeździ nowiutkim rowerkiem z salonu, dużo jest rowerów starych, z zardzewiałymi łańcuchami - dzisiaj chyba mówi się na to Wintydż. Jeśli chodzi o rowerzystów to nie ma reguł, jeździ każdy - na jednych światłach w rowerowym korku staliśmy z 4 paniami w wieku 60+.
W mieście zwiedzaliśmy głównie kościoły, które trzeba przyznać, są bardzo bogato wystrojone, ale ogółnie jeżdżąć ulicami odnosi się bardzo miłe wrażenia estetyczne.
Zostajemy tu na Sylwestra i w Nowy Rok uderzamy dalej kanałem Datteln - Wesel na Ren i dalej do Nijmegen i Amsterdamu.
Leniwi są złomiarze (łowcy skarbów) w Hanowerze




Piękny rynek w Munster


Wysoka frekwencja rowerzystów w lokalnym kościele

XVI wieczny zegar astronomiczny w katedrze św. Pawła

Dorożka z końmi... mechanicznymi
Siedzi, bo może

Rzeka nad rzeką, to się najstarszym góralom nie śniło



Świąteczne Sępolno (serdeczne podziękowania dla cioci Ali za choinkę)


Madzia wypuszczona na spacer.



Eier likier - taki gęsty, tak wolno spływa

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Niemiecki półmetek



Piszemy do Was z ciepłego pokoju przy Zum Buchengarten strasse w Hannoverze. Z Berlina dotarliśmy przez noclegi w Brandenburgu, Burgu, Calvrode oraz Wolfsburgu. Z tych czterech miast najciekawszy pod względem turystycznym wydał nam się Brandenburg ze swoim uroczym centrum. Dotarliśmy tam z mrocznej mariny, z której jak najszybciej chcieliśmy uciec.

W Burgu staraliśmy się dostać do internetów, z których moglibyśmy coś napisać, niestety jedyne do czego udało na się dostać to stara kafejka internetowa, w której zapłaciliśmy 2E za nieopisaną przyjemność taplania się w podejrzanie lepkiej klawiaturze.

Niemcy są bogatym krajem, nie ma co do tego wątpliwości, niestety dla nas pod względem Wi-Fi są 100 lat za Polską. Są tutaj dziesiątki naszych zapomnianych kafejek internetowych i hotspoty tylko dla abonentów niemieckiej  kablówki.

niemieckie i holenderskie barki zaczynają przypominać pełnomorskie statki handlowe
Sezonu nie ma więc nie spotykamy żadnych jachtów za to barki jak najbardziej. Do Berlina widzieliśmy przede wszystkim polskie BM-ki (stanowiły około 90%), teraz na trasie dominują barki wielkości pełnomorskich statków z rejonów RFN oraz Holandii (zdarzają się też sympatyczne czeskie, łabskie barki).



Marcin wstaje około 0700 z kurami, wychodzi z portu i płynie około 50 km dziennie. Magda dzielnie towarzyszy robiąc posiłki i prowadząc zajęcia rozrywkowe w postaci audiobook na żywo.

Niedawno udało nam się zwiedzić Wolfsburg czyli miasto z herbem:

Fabryka Volkswagena 
Fabryka Volkswagena






Nie ma tu nic poza paroma szklanymi biurowcami i olbrzymią fabryką Volkswagena (serdeczne pozdrowienia dla Piotrka Poleskiego), za którą musieliśmy poczekać 2 dni aż uspokoi się silny zachodni wiatr, niestety zaraz po dopłynięciu do Hannoveru uciążliwy przeciwnik wrócił i wygląda na to, że święta spędzimy u szalenie sympatycznej rodziny Kamińskich w Hannoverze, dzięki której udało nam się zwiedzić przeogromny jarmark świąteczny.

Jeśli chodzi o żeglugę w kanałach to niczym nas nie zaskoczyła. Jest podobna do tej w kanale Gota pod względem monotonni krajobrazu, różnicą jest mała liczba śluz i jeśli już się jakaś trafi to podnosi nas na około 15 metrów. Prąd w kanałach nie przekracza 0,7km/h niestety przeciwny wiatr ciągle zmniejsza nasze dzienne przebiegi.

Ostatnio wypróbowaliśmy żeglugę nocą i musimy przyznać, że chętnie wrócimy do tej turystyki gdyż kanały w tym czasie prezentują się całkiem przesadnie ciekawie.


Tajemniczy zamek na obrzeżach Berlina



nasze codzienne krajobrazy

Człowiek widmo i duże drzwi



Brandenburg nocą
Opuszczone brandenburskie kamienice widoczne na każdym rogu

Madzia&Magda






Jarmark w Hannoverze






Jest nam coraz cieplej i coraz sympatycznej. Wszystko idzie ku lepszemu i weselszemu. Cieszymy się na każdą myśl o Waszych pyszczkach i życzymy wszystkim przeszczęśliwego i przewesołego okresu świąt Bożego Narodzenia dla wierzących i niewierzących!




niedziela, 14 grudnia 2014

Stereotypy w praktyce

Magda dobrze powiedziała: "całe życie walczyłam w sobie ze stereotypem o Niemcach i antypatią do nich, ale ewidentnie Niemcy nie pomagają mi w tej walce".
Niestety na swej drodze trafiamy na problemy w kontaktach międzyludzkich. Pomimo tego, że staramy się porozumiewać po niemiecku nie jesteśmy witani z otwartymi ramionami - albo tych ramion nie ma i jest puściutto albo przychodzi starszy obywatel DDR i oznajmia nam, że wody, nie ma, toalet nie otworzy, ale chce od nas 14E - czyli pełną sezonową cenę i jak nam się nie podoba to weg... do uprzejmości było mu tak daleko jak nam do Marsylii, a ja chętnie wypłynąłbym z tej "nowoczesnej mariny" i udał się do innej, gdyby nie była 17km dalej a na rzece wiała Aleksandra (nazwa orkanu, który przechodził przez Niemcy i Polskę). Także w sytuacji bez wyjścia musieliśmy zapłacić 14E w grudniowy wieczór bez szans na toaletę przeczekać w marince Marienwerder.

Początek podróży ze Szczecina przebiegał w zacinającym śniegu, bez humoru przenocowaliśmy w miejscowości Gartz, poszliśmy na spacer po uroczej miejscowości z jednym sklepem i zdaliśmy sobie sprawę, że nie ma sezonu (wiem - szybko) przez co nie spotkaliśmy może dwóch mieszkańców przez godzinę spaceru.
Z Gartz udaliśmy się przez ostatnie kilometry Odry Zachodniej do kanału Odra - Hawela, pokonaliśmy naszą pierwszą śluzę i zawinęliśmy do miejscowości Oderberg - w zasadzie do mariny 3 km od tego miasteczka. Bosman mariny przyjechał nas obsłużyć aż z Berlina. Zapłaciliśmy tu 17 Euro za prysznice, prąd i nazajutrz wypłynęliśmy do wspomnianego wyżej Marienwerderu.
Ciekawym doświadczeniem było skorzystanie z usług podnośnika Niederfinow. Jest to konstrukcja, która składa się z basenu, do którego wpływają statki, następnie basen ten jest podnoszony na wysokość 36 metrów - oszczędza to wiele czasu, gdyż 36 metrów pokonywalibyśmy pewnie przy pomocy co najmniej 4 śluz.

Filmik z podnośnika Niederfinow pod adresem:



Z przerwą na spanie kontynuowaliśmy podróż do Berlina - Spandau skąd piszemy teraz.
W Berlinie marin dużo, ale wszystkie pozamykane - mogliśmy przynajmniej za darmo przenocować a bramkę z drutem kolczastym omijaliśmy w taki oto ciekawy sposób:


Magda zdobywa K2... Zimą!!!

Spandau rynek

Biblioteka miejsca w Spandau
 Niestety kończą nam się internety, więc filmik i więcej zdjęć później.


Królowa działu kuchennego i fotograficznego.


poniedziałek, 8 grudnia 2014

Zastój szczeciński


Z przyczyn natury technicznej od 3 dni Sępolno pełni raczej funkcję przyczepy campingowej stacjonującej w szczecińskiej marinie.

Dzisiaj udało nam się (przy hojnie opłaconej pomocy dźwigu) "położyć" maszt , który w ciągu najbliższych dwóch miesięcy podróży kanałami będzie nam nieprzydatny,a wręcz mógłby być uciążliwy.

                                                 
Cały proces pracy dźwigu trwał ok. 10 min, a w momencie samego "wyciągania" masztu było troszeczkę stresu, także.. film jest, jaki jest, ALE jest :)


Od dziś nasza łódź pochwalić się może oficjalną nazwą, której (przy odrobinie szczęścia) może już nie będzie trzeba wielokrotnie literować.





Nadarzyła nam się niebywała okazja podziwiania morskiego kota..





               ... oraz bryłki kosmicznego lodu :)


Napotkany bywalec pobliskiej tawerny dowiedziawszy się skąd przypływamy podsumował to słowami: "Popier*** jesteście!"
Słowa otuchy i wsparcia zawsze mile widziane, aż się cieplej na sercu robi :-)

Wspomnę tylko, że wczoraj, ku naszemu zaskoczeniu i wielkiej radości odwiedzili nas Państwo Grzyś wraz ze słynnym duetem (od święta Trio) The Grzys Brothers.


Pozwolę sobie podkreślić raz jeszcze, jak BARDZO było nam miło spędzić wspólnie te parę godzin!
Dziękujemy!
Mamy nadzieję na więcej takich niespodzianek!


czwartek, 4 grudnia 2014

Wody nie ma, prądu nie ma, płacić trzeba.

 
Powyżej filmik z mam nadzieję jedynej w naszym życiu okazji, żeby sprawdzić wytrzymałość kadłuba laminatowego w warunkach lodowych.

Niestety zima usunęła z marin pomosty i bieżącą wodę - nic dziwnego, w końcu przy mrozie woda rozsadzi instalację, a pomosty mogą zostać zniszczone przez lód, ale w parze z obniżeniem standardów i tłoku w porcie mogła by iść obniżka cen, niestety poza Gdańskiem pozostają one na tym samym poziomie.

Pierwszy, wydawałoby się najcięższy odcinek za nami. Neptun okazał się być dla nas niezwykle wyrozumiały i poza dwoma mocniejszymi szkwałami dominowały umiarkowane wiatry z południowego wschodu. Nasza prędkość wahała się niemal przez cały czas w granicach 4-6 węzłów. Temperatura nie doskwierała nam za bardzo - od butów zimowych lepiej spisywało się siedzenie w śpiworze w kokpicie.

W Kołobrzegu wciąż w sprzedaży stroje kąpielowe.

W Świnoujściu jesteśmy jedynym jachtem, marina zamknięta, siedzimy w toalecie damskiej i cieszymy się z chwili ciepła i kontaktu ze światem.



Teraz pozostało nieco ponad 2 tysiące kilometrów do pokonania przy pomocy naszego 40-letniego, ośmiokonnego Janka.

W takich nieludzkich warunkach w Świnoujściu łapiemy internety i ciepło.


Mewy w Kołobrzegu.



środa, 3 grudnia 2014

Zimą też da się

1 grudnia 2014

Cześć, będąc w Łebie, zjadłszy pyszną pizzę postanowiliśmy Wam krótko napisać jak minęły pierwsze dwa dni naszej podróży.
Po 6 miesiącach pracy w Anglii i miesiącu kolędowania u znajomych i rodziny w sobotę 29.11 postanowiliśmy wyruszyć z Gdańska w kierunku Szczecina i dalej kanałami przez Niemcy i Francję do Marsylii, czyli upragnionego Morza Śródziemnego.
Termin do dupy – słyszeliśmy to nie raz i trudno się nie zgodzić, ale po trudnym semestrze inżynierskim, sześciu miesiącach pracy w Anglii potrzebowaliśmy w końcu okazji, żeby zacząć coś ze sobą robić i w końcu spełnić nasze marzenie i podróżować.

Ostatnie spojrzenie na Gdańsk

W sobotę rano zostaliśmy pożegnani przez komitet w postaci wujostwa Marcina – cioci Ali i wujka Wojtka.

.Pożegnanie Gdańska

Pierwsze dwa odcinki Gdańsk – Władysławowo oraz Władysławowo – Łeba minęły bez problemów.

Szczęścliwy sternik

Do obu portów dopływaliśmy około godziny 20.00-21.00. Grudniowe pływanie różni się od letniego przede wszystkim jedną rzeczą – dzień trwa 2 razy krócej. Jeśli jest się dobrze przygotowanym i ma się odpowiednio dużo warstw na sobie zimno doskwiera w zasadzie tylko w stopy.

Humor nie opuszcza












Nasz zestaw ubrań na pływanie to:
3 pary skarpetek + buty zimowe,
getry + 2 pary spodni dresowych plus spodnie od sztormiaka,
2 koszulki, sweter, dwa polary oraz kurtka od sztormiaka,
2 pary rękawiczek,
komin, dwie czapki.
W polskich portach sezon trwa cały rok jeśli chodzi o ceny… jeśli chodzi o warunki to pod prysznicami jest zimno, a na kei nie ma wody (zrozumiałe).
Dzięki konwektorowi temperatura w nocy na łódce sięga 25 stopni, więc na brak ciepła w domku też nie możemy narzekać.

Zima przyszła

Na razie krótko, może przy następnej okazji się rozkręcimy.
Pozdrawiamy wszystkich ciepło.

W Łebie już lód

MagMar (z pozdrowieniami dla cioci Ali)